Arlekin i Kolombina


Bajka dla małych i "dużych dzieci" - zainspirowana scenariuszami komedii dell'arte
ze zbioru Flaminia Scali, Wenecja 1611

Scenariusz i reżyseria - Petr Nosalek
Scenografia - Tomasz Volkmer
Kostiumy - Pavel Hubiczka
Muzyka - Pavel Helebrand
Opracowanie muzyczne - Krzysztof Dzierma
Asystent reżysera - Jakub Jan Ehrlich






Obsada:
Arlekin - Karol Kojkoł
Kolombina - Monika Andrzejewska
Dottore, Murzyn - Kamil Katolik
Kapitano - Paweł Stankiewicz
Pantalone, Hiszpan, Japończyk - Ireneusz Maciejewski
Francesca, Hiszpanka - Anna Kraśnicka
Fantesca - Maria Dąbrowska
Tamburina, Murzynka, Hiszpanka - Dominika Miękus


Zakochany nieprzytomnie Arlekin chce poślubić Kolombinę, lecz ojciec, Pantalone, przeznacza ją komu innemu, żołnierzowi samochwale - Kapitano. Podczas uczty weselnej niefortunny Kapitano nieopatrznie ścina głowę przyszłemu teściowi. Uratować go może jedynie lekarstwo zwane "wodą życia", które ma swoje źródło gdzieś w afrykańskiej dżungli. Kapitano z Arlekinem wyruszają więc na wyprawę. Podczas długiej i pełnej przygód podróży (Hiszpania, Afryka, Japonia) dawni rywale stają się prawdziwymi przyjaciółmi. Po powrocie, dzięki "wodzie życia" Pantalone odzyskuje swoją głowę. Wdzięczny ojciec zezwala na ślub Arlekina z Kolombiną. Kapitano zaś poślubia służącą Kolombiny, Fantescę. Szczęściu i radości nie ma końca...


Zdawałoby się, że historia Arlekina i Kolombiny - doskonale znanej pary teatralnych bohaterów - rozgrywać się może tylko i wyłącznie za kurtyną kurzu teatralnej rekwizytorni. A jednak ich przygody nadal mogą bawić, wciąż jeszcze mogą być atrakcyjnym materiałem aktorskim, co pokazali studenci IV roku, Akademii Teatralnej w Białymstoku w swoim dyplomowym spektaklu "Arlekin i Kolombina".
Studentom udało się zaprosić do współpracy znakomitego i dobrze znanego w Białymstoku czeskiego reżysera Petra Nosalka. Niewątpliwie to jego scenariusz i mistrzowska ręka w dużej mierze przyczyniły się do tego, że spektakl można zaliczyć do udanych. Ale i duża w tym zasługa młodych adeptów aktorskiego rzemiosła. W murach szacownej Alma Mater wskrzesili oni teatr rodem z weneckiego placu, jarmarku. Odkurzyli czeredę sympatycznych, choć trochę klownowatych bohaterów: romantycznego Arlekina, zakochaną w nim do nieprzytomności Kolombinę, jej despotycznego ojczulka Pantalone, czy też tchórza nad tchórze - Kapitano. Kanwą spektaklu są XVII-wieczne scenariusze ze zbioru Flaminia Scali. Z tego powstaje jednak tylko teatralny szkielet. Całe wypełnienie to już mieszanka różnych stylów, choć podporządkowanych nadrzędnej konwencji. Doskonale wpisuje się w nie ironia, groteska, cyrkowe triki i gagi, żartobliwe przyśpiewki, rekwizyty takie jak pilot telewizyjny, lalki i maski. Wszystko jest sztuczne i umowne, zupełnie nieprawdopodobne. Realizm został odsunięty tam, gdzie wzrok widza już nie sięga. I choć nie zawsze z tego tygla rodzą się sceny dobre, czy porywające, to całość płynie na podziw wartko i dynamicznie.
Do atutów tej realizacji należą niewątpliwie pomysłowe i doskonale podporządkowane potrzebom konwencji dekoracje Tomasza Volkmera oraz barwne i same w sobie komiczne kostiumy pomysłu Pavla Hubiczki.
Niestety spektakl ma też swoje słabości. Zanim nabierze on tempa, zanim roz-kręci się w barwny kalejdoskop pędzących po sobie wydarzeń, jest z lekka ciężkawy, czasami wręcz nudny. Nie mogę też oprzeć się wrażeniu znacznego podobieństwa do granego nie tak dawno przez tych samych aktorów "Ubu Króla". Choć trochę inne realia, to sposób gry, zwłaszcza niektórych aktorek, łudząco przywodził na myśl sceny z tamtego spektaklu. Całość jednak godna jest polecenia. Wejściówki należy rezerwować w AT.

Anna Danilewicz,"Śmiech w Wenecji"

"Gazeta Współczesna" 14.IV.2003

Warto wybrać się dzisiaj lub jutro do Akademii Teatralnej na "Arlekina i Kolombinę". (...)
Brawura w stylu dell'arte
Studenci Akademii Teatralnej, pracujący pod okiem takiego fachmana jak Petr Nosalek z założenia musieli stworzyć widowisko ciekawe. A że wykonawcy zostali dobrani właściwie, całość kręci się w szaleńczym tempie, kipi humorem, zaskakuje sceniczną maszynerią, uwodzi śpiewem. Osiem postaci (na czele z Kolombiną, Arlekinem, Pantalone i Kapitano) opowiada historyjkę o sercowych kłopotach dwóch par, i wyprawie po wodę życia do Afryki. W finale jest happy end, a cała historyjka dostarcza przede wszystkim pretekstu do niezliczonych gagów i wprowadzenia całej galerii komicznych postaci.
Komedia dell'arte słynie z niewybrednego dowcipu, nie unika groteski i ukazywanego w komicznej formie okrucieństwa. Wielka zasługa Petra Nosalka w tym, że - jako reżyser i autor scenariusza w jednej osobie - nie sprzeniewierzył się regułom gatunku, a jednocześnie nie poszedł w stronę makabry. W efekcie "Arlekin i Kolombina" to doskonałe widowisko dla dorosłych, ale też całkiem młodych widzów. Choć całość trwa ponad godzinę, o nudzie mowy być nie może. Postaci są niezwykle wyraziste (charakterystyczne maski, kostiumy), poprawnie zagrane (w kilku przypadkach wręcz brawurowo), co chwila zaskakuje jakiś "najazd" scenicznej maszynerii, akcja rozwija się błyskawicznie, a przewaga gagów udanych nad "puszczonymi" jest przytłaczająca. Z czystym sumieniem polecam każdemu, kto nie ma alergii na teatr, a poszukuje dobrej zabawy. (...)

(JER),"Teatry rozśpiewane"

"Kurier Poranny" 14.IV.2003