Reżyseria - Waldemar Śmigasiewicz
Przygotowanie wokalne - Cezary Szyfman
Aranżacja i akompaniament - Piotr Nazaruk
Występują:
Ewa Gajewska - "Draka"
Daniel Biskowski - "Amsterdam"
Katarzyna Mikiewicz - "Zuzia"
Paweł Chomczyk - "Pornograf"
Anna Rakowska - "Zmywań dzień"
Marcin Bartnikowski - "Burżuje "
Ewa Gajewska, Katarzyna Mikiewicz, Agnieszka Możejko, Urszula Raczkowska, Anna Rakowska, Dagmara Sowa - "Gwiezdny pył"
Karol Smaczny - "Następny"
Piotr Dąbrowski - "Pod balkonem"
Dagmara Sowa - "Clown"
Agnieszka Możejko - "Montmartre"
Urszula Raczkowska - "Jak to było?"
Adam Jakuć - "Konie"
|
A gdyby tak utworzyć kącik piosenki aktorskiej w jednej z sal Akademii Teatralnej? Studenci raczej śpiewają nieźle, a jak już zdarzy się taki, co ma z tym problem, nadrobi miną i szczyptą teatru. Efekt? Całkiem przyjemnie spędzony wieczór.
Na III roku Akademii obowiązkowy jest egzamin z piosenki aktorskiej. Studenci śpiewają na ocenę, niekiedy też dadzą parę koncertów dla publiczności. Byłoby miło, gdyby owe koncertowanie stało się tradycją, bo, przyznać trzeba, piosenki wykonanej z pasją przyjemnie jest od czasu do czasu posłuchać. Tak jak w sobotę.
Pod kierunkiem Waldemara Śmigasiewicza studenci zaśpiewali garść piosenek m.in. z repertuaru Jacquesa Brela, Edith Piaf i Charlesa Aznavoura. Piosenki zyskały nieco nową aranżację (Piotr Nazaruk) i aktorski sznyt wspomagany miniscenkami. Śmigasiewicz nie byłby sobą, gdyby nie dodał jeszcze efektu niespodzianki i zaskakującej puenty. Tekst piosenek kontrastował więc często z ich wykonaniem: oto tragiczne historie wyśpiewywano z przymrużeniem oka, a banalne - melodramatycznie lub groteskowo.
Koncert okazał się tyglem najróżniejszych opowiastek - utrzymanych w klimatach knajackich, romantycznych, patetycznych. Miejscami był to miszmasz nieco irytujący i przydługi, ale kto powiedział, że słuchanie historii burzliwych losów ma być li tylko czystą przyjemnością?
Młodzi aktorzy czasem mieli problemy z dykcją, czasem pomysł na prezentację okazywał się nijaki, ale w sumie słuchało się ich z przyjemnością. Zaprezentowali coś na kształt teatru piosenki aktorskiej, który można zrobić za pomocą drobnych rekwizytów. Wiadra z wodą, młotka, roweru, filiżanki, butów.
I tak dostaliśmy:
Pieśń o marynarzach i tęsknocie za Amsterdamem, wyśpiewaną przez smutasa ze ścierą w ręku. Historię dwojga kochanków, którzy zmarli w hotelowym pokoju, otruci przez pokojówkę, opowiadającej teraz o tym nonszalancko. Opowieść o Zuzi spod latarni i jej opiekunie Zbysiu, który regularnie bije ją w twarz. Rzecz o steranym życiem klaunie, co sam został w cyrku. O amancie, który wyrzucony z domu przez kobietę, wydziera się teraz pod jej oknem...
I tylko pomysł na finał koncertu ciągle nie daje mi spokoju. Czy pieśń o rozpędzonych koniach utrzymana w stylu rozwlekłego patetycznego rosyjskiego romansu, wyśpiewana ze wzrokiem wbitym w górne światło, to apoteoza kiczu? Czy kpina ze słuchaczy, którzy wiją się na krzesełkach, nie wiedząc, czy śmiać się, czy płakać od nadmiaru smętnej tonacji?
Zapewne jedno i drugie.
Monika Żmijewska,"Piosenka francuska u lalkarzy "
"Gazeta Wyborcza" (Gazeta w Białymstoku) 5.X.2003
|