Ślepcy

Maurice Maeterlinck

Przedstawienie dyplomowe studentów IV roku

Reżyseria - Marian Pecko

Scenografia - Pavlo Andrasko

Muzyka - Robert Mankovecky

Asystent reżysera - Artur Dwulit


 

Obsada:

Młoda ślepa
- Małgorzata Bulska

Stara ślepa
- Krystyna Nowińska

Pierwszy ślepy z urodzenia
- Mariusz Laskowski

Drugi ślepy z urodzenia
- Przemysław Piotrowski

Trzeci ślepy z urodzenia
- Krzysztof Prystupa

Najstarszy ślepy
- Patryk Wiliński

Piąty ślepy
- Krzysztof Jarota

Szósty ślepy
- Jędrzej Zdziarski

Ksiądz
- Artur Dwulit




Przez scenę idzie korowód postaci. Bezradnie. Po omacku. Szepczą: może ktoś nas znajdzie? Trzymają się siebie. Następują na pięty, krzyczą i uciszają się nawzajem. Ślepcy Maeterlincka. Ale i każdy z nas.
Piękny spektakl obejrzałam w białostockiej Akademii Teatralnej. Wizyjny, szkicowany gestem, skąpany w świetle, doprawiony groteską. To "Ślepcy" Maurycego Maeterlincka, których na warsztat wzięli studenci czwartego roku. Wydawać by się mogło, że po latach nieco spełzły intensywne niegdyś barwy symbolicznego dramatu. Jednak na szczęście nie. Wszystko to za sprawą obdarzonej wyobraźnią, dobranej trójcy ze Słowacji (znanej m.in. z przedstawień robionych dla Białostockiego Teatru Lalek): Mariana Pecko, Pavla Andrasko i Roberta Mankovecky'ego. Pierwszy spektakl wyreżyserował, drugi przygotował doń intrygującą, tajemniczą scenografię, trzeci - zilustrował niepokojącą muzyką. Efekt zaś tego taki, że publiczność białostocka dostała symboliczną sztukę w odświeżonej szacie i z mnóstwem efektownych teatralnych chwytów. Brnie się przez ten spektakl z męczącym zafascynowaniem, jak przez niedobry sen. Ale to sen intrygujący, jak z czarnej baśni.
Oto przez godzinę oglądamy gromadę postaci. Roztrzęsionych, smutnych, pokrywających nerwowość wesołością. Wiemy, że są ślepi, że przebywają na wyspie i że czekają na księdza, który jest ich opiekunem, a który nagle gdzieś zniknął. Cały spektakl więc to tak naprawdę historia zagubienia, samotności, poczucia beznadziei, czasem sztucznego ożywienia. U Maeterlincka czytamy przypowieść o nas samych - ślepcach wrzuconych w życie, poruszających się w nim po omacku, lękliwie, czasem z butą, czasem z nadzieją i otuchą. Dobrze, że wszystko to dostajemy w spektaklu Akademii Teatralnej. Ale też i coś ponadto. Pecko nie byłby bowiem sobą, gdyby nie połączył w jednym przedstawieniu kilku różnych konwencji. "Ślepcy" w AT to widowisko podszyte groteską, łączące w sobie atmosferę poetyckiej baśni, mrocznego moralitetu i wodewilu. Reżyser ujął symboliczny dramat w ironiczny nawias, na nosy aktorów nałożył okulary przeciwsłoneczne i polecił animować potężne kukły. Aktorzy są bosi, ubrani na czarno i kulą się za kukłami w jasnych ubraniach, o twarzach-maskach bez wyrazu i z przymkniętymi powiekami. Daje to efekt zupełnie niespodziany - postacie wydają się być rozszczepione. Mamy więc oto na scenie osoby i ich cienie. Ludzi i ich alter ego. Czarne i białe.

Monika Żmijewska,"Ślepcy"

"Gazeta Wyborcza" (Gazeta w Białymstoku) 5.XI.2001