Wystawa fotografii "Lalki" w Akademii Teatralnej

Głowa zwieszona, sznurki splątane, dziury zamiast oczu. Marionetka, nawet porzucona w kącie, ma w sobie coś, co przykuwa uwagę. A gdy znajdzie się w dłoniach lalkarza, zaczyna fascynować.
Przez półtora miesiąca Mateusz Hołownia podglądał pracę studentów I roku Akademii Teatralnej. Towarzyszył im z obiektywem na zajęciach gry z lalką - marionetką czy z pacynką. Rejestrował skupienie i złość na twarzy młodych lalkarzy, gesty ożywiające lalkę, grę cieni na ścianie. Wystawę zdjęć wczoraj otworzył w AT (ul. Sienkiewicza 14).
- Ci młodzi lalkarze, ćwicząc etiudy z marionetkami, dopiero się wdrażali w pracę, uczyli się nawzajem od siebie - opowiada Hołownia. - Paweł Aigner, który prowadził zajęcia, stwierdził, że podpatrywanie studentów przez obiektyw może być dla nich nawet dobrą szkołą. Powinni się bowiem przyzwyczajać do czyjejś obecności, do tego, że ktoś natarczywie im się przygląda. Toteż się przyglądałem. I czegoś przy okazji nauczyłem - pewnej dyskrecji, delikatności w oglądzie. Zwłaszcza świata takiego hermetycznego, rządzącego się innymi prawami, używającego specyficznego slangu.
Wystawa to kilkanaście czarno-białych zdjęć. Na pierwszym planie - marionetki: filmowane z perspektywy podłogi, z góry, z boku. W drewnianej postaci, nawet znieruchomiałej na moment - jest jakaś tajemnica. Jest też w relacji: lalkarz i lalka. Przybiera ona najróżniejsze odcienie: jest tu szczypta matczynych emocji, jest służebność, wreszcie władczość.
Hołownia fotografuje również twarze samych aktorów: znużonych animowaniem lalki i sobą, siedzących w kącie. Marionetka leży obok. Ale tajemnica bynajmniej nie pryska.

"Wystawa fotografii "Lalki" w Akademii Teatralnej "

"Gazeta Wyborcza" (Gazeta w Białymstoku) 6.X.2003

Od poniedziałku w foyer Teatru Szkolnego Akademii Teatralnej w Białymstoku można oglądać wystawę zdjęć Mateusza Hołowni "Lalki"

Nie znam chyba fotografika, który byłby w stanie tak trafnie oddać istotę i sens naszej pracy -mówił prorektor Marek Waszkiel na wernisażu wystawy Mateusza Hołowni. Opinia to wielce zaszczytna, ale - co ważniejsze -znajdująca pełne potwierdzenie w zaprezentowanych na wystawie fotografiach.
Zainteresowałem się teatrem dzięki mojemu koledze, Pawłowi Aignerowi, który zaprosił mnie na zajęcia ze studentami pierwszego roku - opowiada Mateusz Hołownia. - Postanowiłem spróbować. Temat mnie wciągnął, pracowałem prze kilka tygodni. W tym czasie - w styczniu i lutym 2003 roku - Mateusz naświetlił 10 filmów. Z kilkuset klatek wybrał 25, a po ostatecznym przeglądzie odpadło jeszcze kilka. Selekcja była bardzo surowa, ale sensowna: kilkanaście fotografii prezentowanych na wystawie nie tylko odznacza się wysoką jakością lecz tworzy spójną całość.
Lalka jak człowiek
W fotografiach Mateusza Hołowni najbardziej uderzające jest bodaj to, że udało mu się sfotografować lalki w "ludzkich" sytuacjach: gest powitania, spotkanie, rozmowa. Marionetki, choć całkowicie zależne od pociągającego za sznurki człowieka, zdają się wieść własne, bogate w zdarzenia i emocje życie. Człowiek, animator, pozostaje w cieniu, na drugim planie. Celowo odsunięty, ostentacyjnie zmarginalizowany (postacie ludzkie często występują w drugim planie, są nieostre, albo reprezentowane tylko przez nogi, pokazane do wysokości kolan czy same dłonie), w miarę oglądania zdjęć budzi coraz większą ciekawość. Staramy się doszukać stereotypowej relacji człowieka i lalki, czyli manipulatora i bezwolnej marionetki. I tu spotyka nas zaskoczenie, bo niczego takiego nie odnajdujemy. Przeciwnie -okazuje się, że choć w rękach człowieka spoczywa życie lalki, to on sam, w całym swoim jestestwie podporządkowuje się potrzebom, wymaganiam, kaprysom i oczekiwaniom marionetki. Wszystko w człowieku pracuje na rzecz ożywienia lalki. Nawet w chwilach przerw, wytchnienia, jedność człowieka i marionetki nie zanika: to okazja do sprawdzenia sznurków, właściwego działania ruchomych elementów drewnianej istoty, czas na przygotowanie do następnej sesji - do następnego okresu "marionetkowo-ludzkiego współżycia".
Za małe z konieczności
Wystawa Mateusza Hołowni ma jeden, ale za to bardzo poważny feler. Przynajmniej polowa prezentowanych na niej fotografii aż się prosi o większy format (minimum A3). Autor tłumaczy, że nie jest to możliwe, bo ucierpiałaby na tym jakość zdjęć: były robione na wysokoczułych filmach czarnobiałych i przy próbie powiększenia odbitk miałyby bardzo duże "ziarno" (obra składałby się z wyraźnie oddzielonych od siebie kropek). Może jednak warto byłoby zaryzykować. Po prostu fotografie "duszą się" w tych skromnych rozmiarach.
Nie zmienia to faktu, że "Lalki" są doskonałą wystawą tematyczną. Za pośrednictwem fotografii Mateusza Hołowni możemy poznać cząstkę prawdy o nim, odczuć specyficzny, niezwykły klimat nauki lalkarskiego rzemiosła.
Wystawę można oglądać codziennie w foyer Akademii Teatralnej w Białymstoku (ul. Sienkiewicza 14). Patronat prasowy nad wystawą sprawuje "Kurier Poranny".

"Sceny z życia lalek"

"Kurier Poranny" 8.X.2003